Dnia 9 lipca 1942 roku w Tuchorzy, okupanci hitlerowscy dokonali zbrodniczej egzekucji na 15 patriotach polskich przywiezionych specjalnie w tym celu z Fortu VII w Poznaniu.
Egzekucja w Tuchorzy nie stanowiła odosobnionego, przypadkowego aktu terroru okupanta na ziemi Wielkopolskiej.
Po napaści niemieckiej na Polskę, we wrześniu 1939 roku, której celem była trwała likwidacja państwa polskiego, co w konsekwencji prowadziło do wykreślenia jej z mapy politycznej świata wielkorządcą tzw. "Kraju Warty" został Artur Greiser.
Głównym pomocnikiem Greisera w misji zgermanizowania Wielkopolski zostaje Wilhelm Kope - Wyższy Dowódca SS i Policji, reprezentant jednego z największych zbrodniarzy, jakich znała dotychczas ludzkość - Reichsfürera SS Heinricha Himmlera. Stał on na czele niemieckiego aparatu policyjnego był człowiekiem nr 2 reżimu w okupowanej Wielkopolsce.
Jedną z głównych metod terroru i zastraszania, jakie policja Koppego stosowała za pełną aprobatą Greisera przez cały czas jego urzędowania w "Kraju Warty" były zbiorowe egzekucje publiczne. Masowe egzekucje dokonywane były bądź zupełnie bez sądu, bądź też na podstawie "wyroków" policyjnych sądów doraźnych. Sądy te skazywały niewinnych ludzi na karę śmierci bez udowodnienia im jakiejkolwiek winy i bez umożliwienia obrony.
Dnia 27 czerwca 1942 roku w godzinach popołudniowych funkcjonariusz tuchorskiego posterunku żandarmerii - Anton Markwitz jadąc rowerem na drodze z Mariankowa do Tuchorzy, został zastrzelony przez dwóch niezidentyfikowanych osobników, których legitymował i usiłował zatrzymać.
Zarządzona w parę godzin później wielka obława policyjna w celu ujęcia sprawców nie dała żadnego rezultatu. Wśród miejscowej ludności niemieckiej głoszono wersję jakoby sprawcami zabójstwa byli obywatele niemieccy nielegalnie trudniący się skupem żywności. Wersję tą między innymi podtrzymywał niemiecki kolejarz Helmut Miegen, który w dniu zabójstwa Markwitza widział tych osobników w Tuchorzy. "Sądząc - zeznawał Miegen - z przyzwoitego ubioru, posiadania ładnych rowerów oraz pewnego siebie zachowania się nieznanych mi bliżej dwóch mężczyzn przypuszczałem, iż byli to Niemcy, którzy przybyli z przygranicznych terenów Starej Rzeszy".
Pomimo takich wstępnych ustaleń gestapo jak i policja oficjalnie ogłosiło w prasie i w komunikatach lokalnych, że mord na Markwitzu był dziełem "polskich bandytów". Przyjmując taką wersję wyższy dowódca SS i policji Wilhelm Koppe działając w porozumieniu z administracją Greisera postanowił wykorzystać okazję do "urządzenia" pokazowej egzekucji a równocześnie zlikwidować w sposób oficjalny kilkunastu szczególnie "niebezpiecznych" wrogów Trzeciej Rzeszy. Ofiarami zbrodni Koppego mieli, więc być ludzie nie mający nic wspólnego z wydarzeniami w Tuchorzy i śmiercią żandarma Markwitza.
Na ofiary wybrano przede wszystkim polskich patriotów z grupy konspiracyjnej bohaterskiego lekarza dr Franciszka Witaszka, działacza Związku Walki Zbrojnej, a później Związku Odwetu. Byli to dr Franciszek Pokora, asystent Kliniki Stomatologicznej Uniwersytetu Poznańskiego, Tadeusz Wiza, Bolesław Wojtczak oraz Adalbert Skrzypek. Ponadto swe życie złożyli w ofierze: 19-letni Bronisław Czerniak z Gniezna, Piotr Szarata lat 23 z Kwilcza, Stefan Szumnarski lat 24 z Poznania, Bronisław Bydołek z Poznania lat 41, Stanisław Below z Poznania lat 51, Stanisław Maciejewski z Poznania lat 35, Edward Olejniczak z Nowego Miasta lat 34, Heliodor Grześkiewicz z Warszawy lat 34, Leon Heński z Poznania lat 35, Władysław Jankowski z Poznania lat 31 oraz Zbigniew Kubicki lat 31 z Warszawy.
Grozę egzekucji w Tuchorzy przedstawił w swym zeznaniu przed Najwyższym Trybunałem Narodowym świadek Władysław Kaźmierczak, urzędnik pocztowy. Został on wezwany w dniu egzekucji na godz. 500 rano miejscowego sołtysa Paula Kuss'a, który zaprowadził go wraz z liczną grupą mieszkańców na miejsce stracenia. Byli tam już względnie nadchodzili mieszkańcy innych okolicznych wiosek jak: z Tuchorzy Starej, Mariankowa, Belęcina, Chobienic, Reklina, Kiełpin, Godziszewa i innych miejscowości.
Wkrótce, gdy już zgromadziło się tam pod przymusem spędzonych około 200 polskich kobiet i mężczyzn nadjechał kryty ciężarowy samochód z ofiarami mordu.
Wokół miejsca szubienicy hitlerowcy ustawili karabiny maszynowe. Z samochodu rozpoczęli wychodzić skazańcy - więźniowie Fortu VII, gestapowskiej katowni Poznania. Byli oni przerażająco bladzi, ale spokojni. Wszyscy mieli zawiązane do tyłu ręce, niektórzy drutem aż do krwi. Gdy ustawiono ich pod szubienicą twarzą do przerażonego tłumu stali spokojnie wyprostowani z głowami do góry dumnie uniesionymi. Wieszani przeważnie modlili się. Głos zabrał jeden z gestapowców, który powiedział zebranym, iż w tym miejscu został zabity żandarm Markwitz. Z dalszych wywodów gestapowca wynikało, że Gauleiter Greiser zadecydował o powieszeniu tym razem za ten czyn tylko 15 zakładników. Oznaczało to, iż w razie powtórzenia się podobnego zamachu na życie Niemca w odwet powieszonych będzie znacznie więcej. Jak zeznał jeden z naocznych świadków egzekucji w Tuchorzy ks. Kazimierz Mazura to według zapowiedzi gestapowca za czyn taki ginąć będzie: "nie 15, ale 50 i 100 zakładników", bo nam na żadnym Polaku nie zależy". Jeden z bezpośrednich świadków zbrodni, któremu nakazano między innymi prowadzić ofiary do szubienicy zeznał: "Prowadziłem aż na podwyższenie szubienicy młodego mężczyznę, który zdążył mi powiedzieć, że zabrany został w drodze do pracy. Podał mi swoje nazwisko, chyba Olejniczak. Prosił o powiadomienie, co do jego tragicznego losu żony i dwojga dzieci". Inny więzień stojąc pod szubienicą powiedział: "Już nigdy nie zobaczę mojej kochanej Warszawy". Gdy jeden z dumnych skazańców krzyknął do zebranych: "Bracia my jesteśmy niewinni - giniemy za Ojczyznę" gestapowiec, który uprzednio przemawiał ryknął: "Ty tam na górze trzymaj mordę" - Na jego też rozkaz "Achtung" usunięto z pod nóg ofiar drewniane podesty i jego bohaterscy więźniowie zawiśli. Tragedię zakłócił jeszcze jeden fakt, a mianowicie pod jednym ze skazańców zerwała się pętla, którą pośpiesznie założono i powieszono go ponownie.
Po upływie 10 - 15 minut niemiecki lekarz sprawdzał zgon. Ciała pomordowanych zabrano do Zakładu Anatomii Uniwersytetu Poznańskiego, gdzie je spalono.
Na początku 1960 roku został aresztowany w Bonn Wilhelm Koppe, jednakże zbrodniarz ten po dłuższym pobycie w areszcie został zwolniony za kaucją, ponieważ uznano, że nie ma dostatecznych dowodów do tego, aby wytoczyć mu proces.
Wilhelm Koppe, przez sądy niemieckie został za swoją zbrodniczą działalność w okupowanej Polsce usprawiedliwiony, gdyż "działał na rozkaz". Winą obarczyć w związku z tym należało wyłącznie wodzów Trzeciej Rzeszy.
Na miejscu zbrodni w Tuchorzy stoi dzisiaj pomnik ku czci ofiar, o których nie wolno nam zapominać.
Uzupełnienie:
W dniu 3 lipca 2010 r. do Urzędu Gminy w Siedlcu wpłynęła prośba o sprostowanie informacji zawartych w powyższym artykule, a dotyczący pana Edwarda Olejniczaka. Jak podaje jego wnuczka, według informacji posiadanych od swej babci Katarzyny, a żony Edwarda, oraz swego ojca, pan E. Olejniczak pochodził z Komorowa, obecnie gmina Lwówek, miał czwórkę dzieci. Pan Edward Olejniczak został aresztowany na własnym podwórku, na oczach żony i dzieci podczas obławy zorganizowanej na inną osobę. Po wojnie jego zona Katarzyna została powiadomiona o miejscu śmierci swego męża, a ówczesne władze zorganizowały wyjazd dla rodzin zamordowanych na miejsce egzekucji.
Obecnie żyje trójka dzieci pana E. Olejniczaka.
|